ZBUCZYŃSCY KAPŁANI
W swej wielowiekowej historii w naszej parafii posługiwało setki kapłanów, wśród nich trzech doczekało się nawet godności biskupiej.Zapraszamy do zapoznania się z wybranymi sylwetkami kapłanów, którzy zapisali się w historii złotymi literami, jako duszpasterze zbuczyńscy, bądź wywodzący się z parafii. Zapraszamy do przesyłania osobistych wspomnień, dokumentów i fotografii.
Lista Proboszczów Zbuczyńskich od 1817 r.
Ks. Walenty Surdykowski 1817-1845
Ks. Teodor Fisiurkowski 1846 – 1862
Ks. Nikodem Małachowski 1863-1919
Ks. Julian Święcicki 1919-1920
Ks. Edward Mankiewicz (administrator) 1921
Ks. Julian Ryster 1921-1926
Ks. Andrzej Emil Olędzki 1926-1964
Ks. Julian Borkowski 1964 -1976
Ks. Jan Siekierko 1976-1995
Ks. Jan Cep 1995- 2007
Ks. Tadeusz Wasiluk 2007 -2011
Ks. Krzysztof Samsel 2011-2012
Ks. Stanisław Chodźko 2012-2019
Ks. Sławomir Brodawka 2019 –
MICHAŁ DOMINIK ŻÓŁTOWSKI (1862-1863) – wikary z szabelką
Ks. Żółtowski był wikariuszem w Zbuczynie w latach 1862-1863. Urodził się 4 sierpnia 1835 w Ulanie, gub. siedlecka, jako syn Grzegorza i Kazimiery z Karwowskich. W 1854 r. Wstąpił do Seminarium w Janowie Podlaskim, gdzie po ukończeniu studiów otrzymał święcenia kapłańskie w 1859 r. W latach 1862-1863 był wikariuszem w Zbuczynie.
Pociągnięty przykładem Ks. Brzóski, jako wikariusz zbuczyński czynnie wziął udział w Powstaniu Styczniowym w oddziale Lelewela – Borelowskiego. Zginął bohaterską śmiercią 16 kwietnia 1863-w potyczce pod Majdanem Sopockim i Borowymi Młynami. Wydarzenie to relacjonują „Wiadomości z pola bitwy” nr 10 z 7 maja 1863 r.
„’ Lelewel bojąc się zamieszania, o jakie łatwo w ciemnościach, przerywa walkę i zarządza odwrót. Rozkaz nie dociera jednak na lewe skrzydło, którym dowodzi Romanowski. Dopiero przybycie księdza Żółtowskiego, którego brat znajdował się w kompanii poety, zorientowało walczących w sytuacji. Dzielny kapelan przypłaca swoją misję życiem’’
W bitwie poległo 8 powstańców znanych z nazwiska ; Jan Opala z Żelechowa ,Józef Kurowski z Łukowa ,Wojciech Topolski z Krasnegostawu, Ignacy Pleszyński z Zamościa, Franciszek Andrzejewski z Garwolina ,dwaj akademicy z Warszawy; Rozner i Rozwadowski / imiona nieznane/ oraz kapelan powstańczy ksiądz Michał ŻÓŁTOWSKI .,a kilkudziesięciu zostało rannych. Według J.Grabca /,, Rok 1863’’/ straty po stronie polskiej wyniosły ponad 70 zabitych i rannych.
W oddziale Borelowskiego walczył także jego brat , hrabia Żółtowski. Fotografia jego zamieszczona jest w opracowaniu Grabca – Rok 1863.Wspomina o nim także Bartoszewski w biografii Romanowskiego. Rodzina Żółtowskich związała swe losy z Zamojszczyzną na dłużej. W „Dzienniku z lat okupacji” Z.Klukowskiego, przeczytać można, że córka senatora Fudakowskiego, właściciela dóbr krasnobrodzkich, wyszła za mąż za hrabiego Żółtowskiego oraz o jego perypetiach i pobycie w czasie wojny w Krasnobrodzie.Na początku lat 90 –tych powstał Związek Rodu Żółtowskich.”
Kapelan powstańczy ksiądz Michał Żółtowski pochowany został na cmentarzu parafialnym w Józefowie Biłgorajskim/ tereny wiosek leśnych Maziarze, Fryszarka należały w owym czasie do parafii józefowskiej/ Pomnik na mogile kapelana stoi do dnia dzisiejszego w najstarszej części cmentarza. Napis na pomniku jest bardzo skromny; ’Tu leży XSIĄDZ ŻÓŁTOWSKI –żyć przestał D.16 kwietnia 1863’’Parafianie pamiętają o tej mogile o czym świadczą kwiaty i zapalane świeczki. Pozostali powstańcy pochowani zostali na cmentarzu parafialnym w Łukowej.
źródło: rzeczpospolitajozefowska.wordpress.com
NIKODEM JÓZEF NAŁĘCZ MAŁACHOWSKI (1863-1919) – proboszcz z kielnią
W 1863 r. proboszczem zbuczyńskim został ks. Nikodem Józef Nałęcz Małachowski, który, jak się później okaże, będzie rządził zbuczyńską parafią aż przez 56 lat, do 1919 r. Jego następcą został ks. Julian Święcki – przez ostatnich 50 lat wikariusz ks. Małachowskiego.
Za kadencji ks. Nikodema Małachowskiego dokonały się wielkie zmiany w parafii. Prężnie działało Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży oraz chór parafialny. Już w 1880 r. postanowiono wybudować nową świątynię – tym razem murowaną.
Pseudobarokowy kościół zaprojektował Karol Rapczyński. Dzięki lojalności proboszcza wobec władzy zaborczej, a także dzięki staraniom Eustachego Wójcikowskiego, ówczesnego właściciela dóbr w Tchórzewie, zwrócono parafii prawie 4 morgi gruntu wykorzystanego pod budowę nowego, murowanego już kościoła i jedną morgę pod cmentarz grzebalny.
Nowy kościół, staraniem proboszcza i groszem parafian budowano osiem lat. Jego budowa trwała do 1899 r. Okoliczność tę uwieczniła wierszem wspomniana poetka Wanda Grochowska z Plewek.
Świątynię konsekrował 9 września 1906 r. biskup Franciszek Jaczewski. W 1921 r. ks. Święcki za gorliwą i cichą pracę duszpasterską został wyniesiony przez bpa Przeździeckiego do godności kanonika honorowego katedry podlaskiej.
EDWARD MANKIEWICZ – po którym nawet Żydzi płakali…
Ks. Edward Mankiewicz urodził się w 1886 w Zemborzycach. Czując powołanie kapłańskie wstąpił do Seminarium Duchownego. Po śmierci swojego ojca, przeżywał rozterkę, co robić? Był najstarszy z pośród licznego rodzeństwa i był bardzo potrzebny matce by utrzymywać rodzinę. Jego matka Matylda widząc rozterkę syna pomogła mu rozwiać jego wątpliwości i podjąć ostateczna decyzję. Uważała, że syn nie może zrezygnować ze swojej miłości do Boga. Święcenia kapłańskie otrzymał 14 czerwca 1908 w kościele Seminaryjnym w Lublinie z rąk Jego Ekscelencji Ks. Biskupa Franciszka Jaczewskiego. Od 4 lipca 1908 roku do 17 września 1912 roku spełniał posługi kapłańskie jako wikariusz w parafii Nawrócenia Św. Pawła w Lublinie.Przez cały czas pobytu w Lublinie był jednocześnie Prefektem. 21 września 1912 roku na własną prośbę został przeniesiony do parafii w Zbuczynie pełniąc obowiązki wikariusza. 5 marca 1921 został mianowany administratorem parafii Zbuczyn i w tym też roku zakończył swoje życie umierając na tyfus, którym zaraził się od jednego ze swoich parafian, których pielęgnował.
Dla swoich parafian i nie tylko, bo także dla innych, odbywał długie piesze męczące, podróże, by pomóc potrzebującym. Nie ważne dla niego było, jak się czuje, jaka pogoda.? Podczas zawiei i zamieci brnął, aby dotrzeć do umiłowanego człowieka, który być może konał z głodu. On zawsze wiedział, komu dzieje się krzywda, kto potrzebuje pomocy.
Służył swoim parafianom posługą duszpasterską, chorych odwiedzał, biedniejszych zaopatrywał w lekarstwa. Taka postawa księdza spotkała się z dezaprobatą władz kościelnych. Zarzucano mu, że jego parafia niegdyś majętna parafia podupadła i przynosi zbyt niskie dochody. Jak wspominają starsi parafianie, ksiądz nie mógł mieć dużych dochodów, o które tak usilnie zabiegały władze kościelne, ponieważ wszystko oddawał biednym. Usiłowano go przenieść do innej parafii, motywując, że jego kwalifikacje są niewystarczające. Na skutek interwencji parafian pozostał w Zbuczynie. Ksiądz załamał się, gdyż te przejścia ujemnie wpłynęły na stan jego zdrowia. Wiedziony autentycznym powołaniem do służby człowiekowi zgodnie z zasadami Chrystusa oddał się idei bez reszty. Stan jego rozdrażnienia wynikał również z przeżyć jego wrażliwej natury i doznanego zawodu w stosunku do ludzi, którzy powinni świecić przykładem. Gdy wojska rosyjskie posuwały się w kierunku Warszawy, księża w obawie przed represjami wyjeżdżali czasowo ze swoich parafii. Polski oficer opuszczając jego parafię namawiał go usilnie do wyjazdu, otrzymał zdecydowana odpowiedz, że miejsce księdza jest przy swoich parafian w doli i niedoli. Komisarze radzieccy, którzy kwaterowali na plebani okazali zdziwienie, że spotykają pierwszego księdza. W 1921 roku podczas odwiedzin chorego zaraził się durem brzusznym. Choć życie w nim zamierało do końca miłował swoich parafian i wspierał w ich cierpieniu.
Parafianie w hołdzie pamięci księdza ufundowali mu pomnik, a na tablicy napisali słowa: „Oddał swe krótkie życie i serce Dla Dobra Wiernych Pokolenie Pokoleniom Przekazują Jego Poświęcenie dla Boga Ojczyzny i Ludu Podlaskiego Wdzięczni Parafianie”
Ksiądz Edward zmarł w 1921 roku w wieku 35 lat. Na jego pogrzeb przyszli wszyscy. Mówiono, że nawet Żydzi płakali. To piękne wspomnienie sporządziła bratanica ks. Edwarda pani Janina Wilczyńska. Źródło: tekst i foto: albumpolski.pl
KANONIK EMIL ANDRZEJ OLĘDZKI (1926-1963) – nasycony Panem Bogiem
Ks. kan. Emil Andrzej Olędzki (używający częściej imienia Andrzej lub Andrzej Emil) urodził się 3 grudnia 1873 r. we wsi Wyrzyki (pow. łosicki). Jego rodzicami byli Konstanty i Marianna Olędzcy. Po ukończeniu Państwowego Gimnazjum w Siedlcach, w wieku 14 lat wstąpił do Seminarium Duchownego w Lublinie. Ukończył je w 1896 r. W tym samym roku w maju otrzymał subdiakonat (daw. święcenia niższe). Zamieszkał w parafii Górzno (pow. garwoliński), gdzie po święceniach kapłańskich, na które z powodu młodego wieku musiał czekać, miał objąć wikariat. Ponieważ rząd carski zażądał od kończących seminaria duchowne egzaminu z języka i literatury rosyjskiej, zaś absolwenci nie mogli się podporządkować temu wymogowi dopóki Stolica Apostolska nie wyda stosownych instrukcji, zaczęły się ich prześladowania. Objęły też subdiakona Olędzkiego, który musiał ukrywać się u krewnych w Siedlcach do 13 grudnia 1896 r., gdy z rąk ordynariusza lubelskiego bp. Franciszka Jaczewskiego otrzymał sakrament kapłaństwa. Przez pół roku zastępował wikariusza parafii św. Krzyża w Warszawie, kierowanej przez bp. Kazimierza Ruszkiewicza, sufragana warszawskiego, zaś po złożeniu egzaminu wymaganego przez zaborcę, 19 sierpnia 1897 r. ks. Olędzki otrzymał zatwierdzenie na wikariat w Górznie. Po niespełna czterech miesiącach został wikariuszem w parafii Włostowice. Na początku 1900 r. mianowano go wikariuszem katedralnym w Lublinie, gdzie pełnił również posługę kapelana więzienia na Zamku, prefekta w prywatnej szkole, nauczyciela religii oraz duchownego kierownika przytułku św. Antoniego. Jak odnotował ks. dr Jan Zubka w nocie biograficznej poświęconej ks. kan. A. Olędzkiemu, od początku wywiązywał się on ze swych obowiązków wzorowo. „Władza Diecezjalna darzy go uznaniem za jego pracę i kapłańską wszędzie postawę. Posyła go na placówki trudne i zaniedbane, aby je ożywiał, podnosił i budził do intensywniejszego życia duchowego”. 23 lutego 1901 r. kapłan został przeniesiony na wikariat parafii św. Anny w Białej Podlaskiej. Obowiązki powierzone mu trzy lata później to administrowanie parafią Serokomla, w której m.in. wyremontował kościół i wybudował budynki parafialne. 15 sierpnia 1906 r. został organizatorem nowo powstającej parafii w Konstantynowie, wybudował murowany kościół, urządził cmentarz przykościelny i grzebalny. Po przeprowadzeniu formalności urzędowych 16 listopada 1909 r. mianowany został administratorem tejże parafii. Pracował tutaj do 1918 r., kiedy to w sierpniu sądzony był przed niemieckim sądem wojennym w związku z tym, że dojeżdżając z okupowanego przez Niemców Konstantynowa do Seminarium Nauczycielskiego w Leśnej Podlaskiej podległej Austriakom, zmuszony był do przekraczania etapu wojskowego. Aby uniknąć więzienia, prosił o przeniesienie. Władze diecezji obiecały mu wikariat w Garbowie, ostatecznie jednak kapłan objął probostwo Sarnaki. 1 grudnia 1020 r. otrzymał nominację na proboszcza parafii katedralnej w Siedlcach, gdzie pracował do 6 listopada 1926 r. Powołany też został na dziekana dekanatu skórzeckiego, obrońcę węzła małżeńskiego i audytora Sądu Biskupiego w Siedlcach. 37 lat w Zbuczynie
Ostatnią parafią, w której ks. Olędzki był proboszczem, pełniąc tę funkcję aż do śmierci, był Zbuczyn. Po zwolnieniu z urzędu obrońcy węzła małżeńskiego został mianowany sędzią posynodalnym i delegatem do spraw seminarium duchownego oraz stałym radcą kurii diecezjalnej. W 1958 r. zrzekł się administracji parafii. Latem 1963 r. odprawiał jeszcze sumy i często głosił kazania. 22 września 1963 r. podczas odprawiania Mszy św. ks. A. Olędzki zasłabł. Przyniesiony do mieszkania był przytomny, ale wezwany lekarz nie dawał nadziei na wyzdrowienie. Opatrzony sakramentami, zmarł 24 września 1963 r., w 90 roku życia i w 67 roku kapłaństwa.
Eksportę zwłok jego z plebanii do kościoła parafialnego prowadził bp Ignacy Świrski. Nabożeństwo żałobne następnego dnia odprawił ks. dr kan. Henryk Brzostowski, dziekan siedlecki, a kazanie wygłosił ks. kan. Kazimierz Miszczak, rektor siedleckiego WSD. Ze Zbuczyna zwłoki zmarłego przewieziono do katedry. Mszę św. odprawił bp I. Świrski, a na cmentarz odprowadził je ks. infułat Jan Grabowski, wikariusz generalny. W pogrzebie, tak w Zbuczynie, jak w Siedlcach, wzięło udział wielu kapłanów i liczne rzesze wiernych.
Odważny, wymagający, konsekwentny
Charakteryzując kapłana, którego zalicza w poczet zasłużonych dla diecezji, ks. J. Zubka podkreśla jego odwagę i konsekwencję. Zwraca uwagę, że władza diecezjalna powierzała mu trudne sprawy, wiedząc, że ks. Olędzki, ceniący sobie prawdę nade wszystko, każdą załatwi jak najbezstronniej. – Wymagający od innych, ale bardziej wymagający od siebie. Nie cofał się przed trudnościami, lecz mężnie wychodził im naprzeciw. W duszpasterstwie celował. W potrzebie chwytał za pióro i posyłał liczne artykuły do czasopism katolickich. Opracował gruntownie życiorys swego patrona św. Andrzeja z Awelinu, krótki porządek nabożeństw w diecezji podlaskiej ku wygodzie wiernych – odnotował autor biografii.
Nauczyciel i wychowawca
W 1958 r. na stanowisko wikariusza w Zbuczynie, gdzie proboszczował ks. Andrzej Olędzki, najstarszy kapłan diecezji – administrowanej już wówczas przez ks. Julian Borkowskiego – trafił ks. Stanisław Dzyr, mając „świeże oleje na rękach”, tj. tuż po święceniach. Postać ks. Olędzkiego tak wspomina w artykule opublikowanym w IV Roczniku Konstantynowskim: „Wyraz twarzy surowy, głębokie spojrzenie, głos już powolny, ale myśli poważne. Surowy był też dla parafian (…). Niemniej był życzliwy dla otoczenia i do nikogo nie uprzedził się, (…) zawsze na względzie miał dobro”. Jak pisze ks. Dzyr, wiódł ascetyczny tryb życia: jadł proste potrawy, nosił sutannę dawnego kroju, pokój urządzony miał bardzo skromnie, zaś strzechę na budynku plebanii zastąpiono blachą dopiero po II wojnie światowej. Proboszcz przestrzegał staropolskiej gościnności, ale pod hasłem umiaru i skromności. Cenił wiedzę, toteż jego księgozbiór, o który bardzo dbał, był okazały. „Na biurku w jego pokoju stał krzyż i czaszka ludzka z gipsu, bo duchową zasadą była pamięć o śmierci, odpowiedzialność za życie i wypełnienie powołania kapłańskiego” – odnotował ks. S. Dzyr. Zauważa też, że zawdzięcza ks. Olędzkiemu wprowadzenie w obowiązki kapłańskie, ale też zasób wiadomości można by rzec: z pierwszej ręki, ponieważ przekazanych przez świadka prześladowań unitów, dwóch wojen światowych czy walki komunistów z Kościołem i ateizacji.
Szlachectwo i szlachetność
Ks. prałat Henryk Rzeszotek, emerytowany proboszcz parafii św. Zygmunta Króla w Łosicach, niedługo poświęceniach, które przyjął w 1958 r., miał okazję poznać ks. kan. A. Olędzkiego u schyłku jego życia. – Był to Boży kapłan. Zdolny, gorliwy i pracowity – mówi. Dodaje też, że jego talenty organizacyjne doceniali przełożeni. – Kiedy w 1918 r. wskrzeszono diecezję podlaską, co zbiegło się w czasie z odejściem ks. Olędzkiego z Konstantynowa będącego w strukturach diecezji lubelskiej, bp Henryk Przeździecki, ordynator odbudowywanej diecezji, prosił, by pozostał na Podlasiu. Ks. Olędzki wyraził szczerą chęć pozostania i pracy – tłumaczy ks. prał. H. Rzeszotek. Zaś pytany o relacje z ludźmi, przyznaje, że stanowczość, niespolegliwość i upór, cechujące człowieka o szlacheckich korzeniach i silnym poczuciu własnej wartości, sprawiały, że nie zawsze były one „gładkie”. Ale z drugiej strony właśnie ten rys osobowości ks. Olędzkiego sprawiał, że jako kapłan budził respekt i szacunek – zarówno u wiernych, jak i u duchowieństwa.
Człowieka traktował poważnie
– Miał swój styl – stwierdza krótko ks. Wiesław Niewęgłowski, były duszpasterz środowisk twórczych Warszawy, pracownik naukowy i pisarz, urodzony w Zbuczynie. Kiedy rodziło się jego powołanie, parafią św. Stanisława i Aniołów Stróżów zawiadywał ks. A. Olędzki. – Był to człowiek wewnętrznie zdyscyplinowany, można powiedzieć: nasycony Panem Bogiem. Parafię prowadził bardzo dobrze, przygotowywał się do kazań. Drzwi na plebanię zawsze były otwarte – podkreśla ks. Niewęgłowski, dzieląc się uwagą, że był to kapłan zachowujący dystans, nienadskakujący człowiekowi, co nie znaczy, że nie zauważał jego potrzeb. – Miałem może 16 lat, kiedy dał mi do przeczytania książkę Mertona o duchowości. W moim odczuciu było to zdumiewające. „Ona nie jest dla mnie” pomyślałem po pobieżnym przejrzeniu. Ale kiedy zacząłem się wczytywać, wiele skorzystałem. Myślę, że po prostu poważnie traktował człowieka. Młodych – potrafił popchnąć na szerokie wody – zauważa.
źródło: Echo Katolickie
Ks. PRAŁAT JAN SIEKIERKO (1976-1995) – proboszcz o wielkim sercu
Człowiekowi o wielkim sercu”. Ten napis na jednym z pogrzebowych wieńców oddaje najlepiej, kim był śp. ks. prałat Jan Siekierko. Jego pogrzeb w kościele parafialnym w Zbuczynie, zgromadził ok. 180 kapłanów i półtora tysiąca wiernych.
Urodził się 20 kwietnia 1920 r. w Miłkowicach Stawkach (wówczas parafia Drohiczyn w diecezji wileńskiej, obecnie parafia Miłkowice Maćki, diecezja drohiczyńska). Rodzicami jego byli Stanisław i Marianna z domu Korzeniewska, prowadzący gospodarstwo rolne.
W rodzinnej wiosce ukończył pięciooddziałową szkołę powszechną, a następnie kolejne dwie klasy w Siemiatyczach w 1934 r.
Naukę w zakresie szkoły średniej kontynuował w Gimnazjum Biskupim w Drohiczynie (wtedy diecezja pińska), które zakończył tzw. małą maturą w 1938 r. W tej szkole rozpoczął następnie kurs w zakresie liceum humanistycznego, przerwany wybuchem II wojny światowej. Tereny za Bugiem i Drohiczyn znalazły się pod okupacją ZSRR. 20 czerwca 1941 r. uzyskał maturę w ówczesnej radzieckiej szkole średniej w Drohiczynie, było to dwa dni przed uderzeniem Niemiec na ZSRR.
Kolejne lata wojny spędził w domu rodzinnym, szczęśliwie unikając aresztowania i wywózki na Wschód. W październiku 1944 r. zgłosił się do Seminarium Duchownego w Siedlcach. Proboszcz jego rodzinnej parafii w opinii o kandydacie napisał: „znany mi jest jako młodzieniec wzorowych obyczajów, szczerze pobożny oraz mający aspiracje do stanu duchownego”. Został przyjęty do seminarium i podjął sześcioletnie studia filozoficzno-teologiczne. Święcenia kapłańskie otrzymał w katedrze siedleckiej 8 kwietnia 1950 r. z rąk bp. Ignacego Świrskiego.
Pracował jako wikariusz w parafiach: Ceranów (od 20 kwietnia 1950 do 20 sierpnia 1950 r., jednocześnie był także wikariuszem w parafii Sterdyń – od 25 lipca 1950 do 20 sierpnia 1950); Okrzeja (od 20 sierpnia 1950 do 30 kwietnia 1952 r., a jednocześnie od 1 do 17 czerwca 1951 pełnił obowiązki wikariusza w parafii Adamów); Parczew (od 30 kwietnia 1952 do 4 lutego 1954).
4 lutego 1954 r. został zwolniony z obowiązków wikariusza i mianowany ojcem duchownym alumnów w Drohiczynie. Był to czas, kiedy klerycy kursów filozoficznych z diecezji siedleckiej czyli podlaskiej i diecezji pińskiej mieszkali w Drohiczynie, a równolegle studia teologiczne odbywały się w Siedlcach. Posługę ojca duchownego pełnił do 4 września 1958 r. Następnie został kierowany do pracy duszpasterskiej jako administrator i proboszcz parafii: Wiśniew k. Mińska Mazowieckiego (od 3 września 1958 r. do 4 października 1966); Bobrowniki (od 4 października 1966 do 18 sierpnia 1976; Zbuczyn (od 18 sierpnia 1976 do 19 sierpnia 1995 r.).
Na prośbę bp. Jana Mazura 12 kwietnia 1973 r. został odznaczony przez papieża Pawła VI godnością kapelana Jego Świątobliwości. 18 stycznia 1988 r. bp J. Mazur mianował go kanonikiem honorowym Kapituły Katedralnej Siedleckiej. Od 18 stycznia 1969 r. pełnił obowiązki wicedziekana dekanatu ryckiego przez trzyletnią kadencję. Od 8 grudnia 1972 r. przez trzy lata był członkiem Rady Duszpasterskiej diecezji siedleckiej czyli podlaskiej, jak też członkiem Diecezjalnej Rady Kapłańskiej oraz Kolegium Konsulatorów.
Ks. Prałat był czynnie zaangażowany w budowę nowego gmachu Wyższego Seminarium Duchownego w Nowym Opolu. Przez wiele lat posługiwał jako spowiednik alumnów w Siedlcach i w wielu domach sióstr zakonnych.
Po ukończeniu 75 lat przeszedł na emeryturę, nadal mieszkając na plebanii w Zbuczynie. Pomocą duszpasterską służył prawie do ostatnich dni życia. W parafiach cieszył się ogromną sympatią i szacunkiem wiernych, ceniących jego posługę kapłańską i troskę gospodarczą, m.in. budowę kaplic mszalnych w Paduchach i Dziewulach, która stała się początkiem nowej parafii. W Zbuczynie przeżywał jubileusze kapłaństwa – złoty (50 lat) i diamentowy (60 lat). Kapłani naszej diecezji z wielkim szacunkiem i uznaniem postrzegali osobę i posługę Księdza Prałata.
Podczas ostatniego pobytu w szpitalu w Siedlcach poprosił o zwolnienie do domu, aby móc umrzeć w Zbuczynie. Zmarł na plebanii 12 lutego. Przeżył prawie 93 lata, w tym prawie 64 w kapłaństwie.
O tym, kim był dla zbuczyńskich parafian Ksiądz Prałat świadczy chociażby rzadki fakt, iż z własnej inicjatywy wysłali 12 stycznia 1988 r. do ówczesnego biskupa siedleckiego Jana Mazura list z prośbą o „awansowanie w hierarchii kościelnej” Ks. Siekierki, który motywowali tymi słowy: „Parafianie zbuczyńscy są wręcz zakochani w Księdzu Prałacie (…) Duża kultura osobista, subtelność, opanowanie, takt, zrównoważenie, powaga, cierpliwość, aktywność w zaangażowaniu się w sprawy osobiste, rodzinne, międzysąsiedzkie, poszczególnych wsi, parafian, wrażliwość na ich kłopoty, tragedie, ujmujący sposób bycia zjednały Księdzu Prałatowi sympatię ze strony parafian…”
Klemens Żółkowski – benedyktyn z lubińskiego opactwa (1938-2010)
16 lipca tego roku zmarł ojciec Klemens Żółkowski. Pochodził z Podlasia, ziemi wielu męczenników i świętych. Ludu o wielkim sercu i pobożności. Ta ziemia wydała takich ludzi jak Prymas Tysiąclecia Kardynał Stefan Wyszyński. Urodził się 2 maja 1938 roku w Bzowie, wiosce niedaleko Siedlec. Tam też uczęszczał do szkoły podstawowej sześcioklasowej. Do siódmej klasy musiał chodzić do oddalonego o kilka kilometrów Zbuczyna. Tam zetknął się z siostrami Oblatkami św. Benedykta. Miały one zapewne duży wpływa na kształtowanie jego benedyktyńskiego powołania. Z ich biblioteki pożyczał książki i obserwował ich żmudną pracę, zwłaszcza haftowanie szat liturgicznych. Później już jako kapłan i zakonnik wielokrotnie głosił im rekolekcje i spowiadał.
W latach 1951 – 1955 uczęszczał do gimnazjum im. Bolesława Prusa w Siedlcach. Nie był to łatwy okres w jego życiu. Rodzice jego mieli duże gospodarstwo rolne – w komunistycznym państwie uznawano go więc jako syna „kułaka” i czyniono trudności z przyjęciem do szkoły i przesłuchiwano w Urzędzie bezpieczeństwa, gdy postanowił wstąpić do seminarium duchownego.
W czasie studiów w seminarium siedleckim nieraz chodził do kaplicy Sióstr Sakramentek przy ulicy Rawicza 32. Duże wrażenie wywierały na nim śpiew gregoriański sióstr i odmawiana przez nich monastyczna liturgia godzin. W kaplicy sióstr nieraz odprawiał msze św. i prowadził nabożeństwa.
Po święceniach kapłańskich w katedrze siedleckiej został wikarym w parafii Jabłonnej Lackiej. Po rocznym pobycie w Jabłonnej pojawiło się w nim pragnienie, aby wstąpić do zakonu. Wtedy siostra Stella Świderska z uśmiechem dodawała mu odwagi mówiąc: „Trzeba kuć żelazo, póki gorące”. Na wybór zakonu wpłynęła swoimi gorącymi zachętami Matka Krystyna Krukówna, wieloletnia przeorysza sakramentek siedleckich.
Będąc w roku 1962/63 na studiach na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (dziś Uniwersytet im Kardynała Stefana Wyszyńskiego) odwiedzał siostry sakramentki przy Rynku Nowego Miasta. W rozmównicy klasztornej poprzez kratę i zasłonę usłyszał nie raz zachętę ze strony siostry Adalberty i siostry Hiacynty, aby pójść za głosem powołania zakonnego.
Do klasztoru benedyktynów w Tyńcu wstąpił 7 grudnia 1963 roku. Był tam już jego seminaryjny kolega z Siedlec ojciec Leon Knabit. Początkowo zaproponowano mu oblaturę[i]. Ostatecznie złożył uroczyste ślubu monastyczne 19 marca 1970 roku. Stało się to – jak wspominał – dzięki modlitwom sióstr sakramentek z warszawskiego konwentu. Będąc w klasztorze tynieckim przez kilka lat był proboszczem miejscowej parafii.
W 1985 roku przeniósł się do benedyktyńskiego klasztoru w Lubiniu, gdzie od dwóch lat przeorem był ojciec Leon, jego seminaryjny kolega. Początkowo miał to być kilkuletni pobyt, jednak pozostał w nim na dłużej. Gdy klasztor lubiński stał się klasztorem niezależnym, przeniósł na niego swoje śluby monastyczne i pozostał aż do śmierci. W Lubiniu pełnił różne funkcje. Był prefektem gości, proboszczem i prefektem oblatów. Zawsze chętnie pomagał czy zastępował księży w sąsiednich parafiach, szczególnie w Bielewie. Wakacje zwykle spędzał u sióstr w Zbuczynie czy u benedyktynek w Krzeszowie służąc im duszpasterską pomocą. Myślał nawet, żeby zostać kapelanem sióstr. Jednak siostra Adalberta szczerze mu tego odradzała i jak wspominał – uznał jej argumenty za słuszne.
Zmarł 16 lipca 2010 roku. Pogrzeb w lubińskim klasztorze zgromadził wiele osób zarówno duchownych jak i świeckich. w pogrzebie wzięły udział siostry ze Zbuczyna i wielu oblatów, dla których przez wiele lat był duchowym ojcem. Uroczystości pogrzebowe prowadził bp Zdzisław Fortuniak. W czasie kazania podziękował szczególnie siostrom ze Zbuczyna, zbuczyńskiemu proboszczowi i Ziemi Podlaskiej za ojca Klemensa. Dodał, że ojciec Klemens nie tylko służył siostrom, ale także spotykał siostry, które mu doradzały i odradzały a on ich słuchał. Powiedział także, iż zawsze odejście kogoś wywołuje smutek, to wypadku ojca Klemensa możemy być spokojni, że Bóg jest dla niego łaskawy.